Ostatnio miałem możliwość przetestowania swojej alfinki .Trasa 1700 km w jedną stronę -Szwajcaria okolice Berna.Nie żałowałem gazu /w przenośni i dosłownie /,auto szło jak burza.Wiadomo te autostrady,szczególnie w Niemczech ,chociaż okolice Karlsruhe remonty i korki .Szwajcaria ,pełna dyscyplina ,ograniczenie do 70 -jedziemy 70,do 30 jedziemy 30.Czas szybko minął,zwiedziło się Alpy berneńskie ,Lucernę,Neuchatel.Ale czas wracać -zastanawiacie się pewnie gdzie to zwierzę .Ano już ,dojeżdżamy do Norymbergi ,autostrada ,pełna kultura jazdy i wyskakuje engine na wyświetlaczu.Zjazdówka ,światła awaryjne ,trójkąt za samochodem ,kamizelka na kark i pokrywa silnika w górę.A w głowie przeskakują mi cyfry euro -ile wydam za wezwanie ADAC.Patrzę i patrzę jak szpak w pi...i nagłe olśnienie ,wężyk podciśnienia od parownika instalacji gazowej rozerwany na pół,jak po wybuchu F-1.Polak potrafi -naciągnąłem jedną część do trójnika i gitara.Przełączyłem jazdę na benzynę /engine wyświetlał się dalej / i jakoś się doturlałem do Zgorzelca.Rano odpalam ,błąd się nie wyświetla,dalej jazda na gazie.Po przyjeździe do domu ,kierunek servis autogaz i tam z pretensjami co za badziewie mi założono ,a Pan na to grzecznie pokazuje mi na resztkach wężyka /który zachowałem w celu reklamacji / ślady ząbków -skubany wiedział gdzie szukać i mówi łasica lub kuna przegryzła .Morał z tego taki,że nawet zdyscyplinowane szwajcarskie gryzonie uwielbiają Alfy.A jak to u Was było......????